Wyprawy rowerowe i nie tylko...

Dubaj & Oman

W drodze do Omanu – Al Ain i Sawadi

W oazie

Rano odbieramy samochód – formalności załatwiliśmy wieczorem, jednak przez problemy z bezpłatnym parkingiem umówiliśmy się, że odbierzemy je na tyle wcześnie, żeby nikt nie zwrócił uwagi na stojące przy jezdni auto. Przed nami kilkaset kilometrów drogi przez pustynię, przystanek w Al Ain, a meta… kto wie, gdzieś na przedmieściach Muscatu. Zjeżdżamy na główną ulicę Dubaju – Sheikh Zayyed road, skręcamy na południe… i ładujemy się w kilkukilometrowy korek!

Jedziemy!

Jednak budowa dróg wygląda chyba tak samo na całym świecie. Centymetr po centymetrze poruszamy się przez jakieś pół godziny, aż wreszcie dojeżdżamy do budowanego ronda, które jest sprawcą całego zamieszania. Na szczęście dalej autostrada już jest kompletna, i bezproblemowo prowadzi nas w stronę miasteczka Al Ain na granicy z Omanem.

W drodze

Zanim jednak przekroczymy granicę chcemy zrobić krótki postój. W centrum Al Ain znajdują się bowiem liczne oazy. Łącznie jest ich siedem, my kierujemy się do leżącej w samym centrum oazy o nazwie… Al Ain. Za bramą wejściową czeka nas spacer prostą alejką otoczona niewysokimi murkami. Jednak dalej jest już nieco gorzej 😉

Główna aleja oazy

W oazie trzeba było uważać na każdym ze skrzyżowań

al ain

Cieeeeeń!

al ain

Kanały niosące życiodajną wodę w oazie

al ain

Ścieżki krzyżują się i biegną w różnych kierunkach, kluczą, kończą się bramami. Trzeba niezłej orientacji w terenie, aby się nie zagubić. Na szczęście przed upałem chroni cień tysięcy palmowych drzew. Ścieżki wyprowadzają nas na drugą stronę oazy, gdzie znajduje się pałac rodziny szejka Zayyeda, założyciela Emiratów.

Zabudowania pałacu w Al-Ain

Poczet rodziny panującej

Wnętrze jednej z komnat

Papa-szejk-mobile

Z Al Ain jedziemy już prosto na granicy. Tu czeka nas kilka niespodzianek. Po pierwsze… opłata wyjazdowa! Za przyjemność wyjazdu z Emiratów zostajemy skasowani około 70 zł. Przejeżdżamy na omański posterunek…. A tu zero formalności. Dzień dobry, paszport, do widzenia. Nic o wizie, ubezpieczeniu. Zadziwieni brakiem jakichkolwiek formalności jedziemy. Przy pierwszym skrzyżowaniu znajduje się kilka ni to baraków, ni to sklepów. Napis głosi, że można tu nabyć ubezpieczenie. Dłuższą chwile zastanawiamy się, czy to na pewno tutaj, i czy w ogóle trzeba je kupować, skoro na granicy nikt od nas go nie wymagał, ale zwycięża jednak rozsądek i wchodzimy do środka. Kilka minut formalności i jesteśmy ubożsi o kilka riali, a bogatsi o papier jak się okazało niezbędny do wjechania do Omanu. Właściwy posterunek znajduje się bowiem… 20 km w głąb kraju. Tutaj już musimy się zatrzymać, zapłacić 5 riali za wizę, i dopiero z pieczątką w paszporcie ruszamy dalej.

Droga prowadzi w kierunku wybrzeża, i tam kierujemy się na południowy wschód droga wiodącą w stronę stolicy. W dniu dzisiejszym nie mamy sprecyzowanego planu – zasadniczo szukamy tylko ładnego miejsca żeby zatrzymać się na noc i popływać. Naszą uwagę na mapie i w przewodniku przyciąga miejscowość Sawadi. Za wsią znajduje się półwysep i szereg niewielkich wysepek. Gdy skręcamy w tamtą stronę z daleka widać już wzgórze na największej z wysp, na której szczycie stoi fort.

Wyspa Suwadi, której w końcu nie odwiedziliśmy…

Zatrzymujemy się, i nie mamy nawet czasu dobrze się rozejrzeć kiedy podbiega do nas stary Omańczyk i proponuje rejs na wyspy. Po zastanowieniu się i spojrzeniu na zegarek zostawiamy sobie na później szukanie miejsca pod namiot, gdyż do zachodu słońca czasu jest niewiele. Niestety trochę źle się dogadujemy z szefem gangu, i nasz kierownik łódki zamiast na wyspę z fortem zawozi nas na niewielką wysepkę, która nadaje się za to doskonale do pływania i nurkowania. Spędzamy tutaj czas prawie do zachodu słońca.

sawadi

Plażo-autostrada i odwiedzona przez nas wyspa

Po powrocie zaczynamy się rozglądać za miejscem na nocleg. Plaża jest szeroka i piaszczysta…. ale przez to służy miejscowym w charakterze autostrady. Przejazdy w jedną i druga stronę trwają długo w noc. Nocą również zaczął się odpływ, który spowodował odsłonięcie się dobrych kilkudziesięciu metrów brzegu. Duże pływy powodują, że gdy morze odsłoni dno w ciągu dnia odważni mogą dotrzeć pieszo do największej wyspy.

Gdy już rozłożyliśmy się z obozowiskiem parokrotnie zatrzymuje się policja… żeby zapytać czy u nas wszystko w porządku 😉

Nasz biwak

Poprzedni artykuł
Dubaj – drapacze chmur na pustyni
Kolejny artykuł
Doba pełna przygód – Muscat, Wadi Shab i żółwie