Wyprawy rowerowe i nie tylko...

Alpy 2004

Alpy 2004 – dzień 29

Grosskirchheim – Bruck
Dystans – 75,05 km

Gospodyni rano zaproponowała nam jeszcze śniadanie ale niestety musieliśmy jechać, w końcu dzisiaj czekało nas dobre kilkanaście kilometrów podjazdu… Pierwsze 9 km do Heiligenblut było ok. Tylko ostatnie 2 km to duży podjazd. Od początku jest mocno pochmurno, ale z czasem pojawiają się „dziury w niebie”. W Heiligenblut małe śniadanko i na podbój Hochtoru. Pierwsze 6 km jest strasznie ciężkie. Na dwóch pierwszych kilometrach średnie (!) nachylenie sięga nawet prawie 10%. Na szczęście po 6,5 km jest krótki zjazd i prosta aż do skrzyżowania na Kaiser Franz Josefs Hohe. Tam niedaleko robimy odpoczynek i skręcamy na podjazd pod KFJH. Początkowo jest stromo, ale potem jest trochę płaskiego i tak prawie cały czas. Ostatnie 2 km są ciężkie – najpierw serpentyny a potem tunel z nachyleniem z 12 %. Ale dojeżdżamy. Po drodze mijamy m.in. wystrojonych rolników (chyba) którzy wjeżdżali na Franz – Josefs na traktorach 🙂 Niestety nie widać Grossglocknera, za to jest niesamowity widok na lodowiec Pasterze. Robimy furę zdjęć, m.in. świstakom które żebrały o jedzenie, kupujemy pamiątki i w dół. Na rondzie robimy III śniadanie i ruszamy na podbój ostatnich 7 km podjazdu pod Hochtor. Na początku podjeżdża się z trudem, ale do przodu. Z czasem droga jest coraz cięższa i na szczyt dojeżdżamy wykończeni. Tam robi się na moment pogoda, robimy zdjęcia. Czujemy, że powoli mamy już dość przełęczy, ale mamy wielką satysfakcję – w końcu to już prawie koniec. Przez tunel o długości 311 m. jedziemy na drugą stronę przełęczy. Tam pogoda ciut lepsza. 4 km zjazdu – i podjazd pod ostatnią przełęcz powyżej 2000 m. Fuscher Torl. Tam pojawia się prześliczna panorama Alp – jakby nagroda za wszystkie 15 zdobytych przełęczy. Nie możemy się nacieszyć tym co widzimy, ale niestety jest późno i trzeba jechać w dół. Na serpentynach zastaje nas mgła, ale na szczęście na krótko. Ja (Łukasz) czuję zapach spalonej gumy :-), a Tomek wyprzedza autokar na jednej z serpentyn – słowem zjazd jest niesamowity. Zjeżdżamy i zjeżdżamy aż do Bruck, gdzie facet za 3 podejściem niechętnie pokazuje nam łąkę. Liczył, że weźmiemy pokój za 14 Euro …

Poprzedni artykuł
Alpy 2004 – dzień 28
Kolejny artykuł
Alpy 2004 – dzień 30