Dzisiejszy dzień zaczął się najwcześniej ze wszystkich, bo o 5:10. Grupa młodzieży obudziła się i uznała ze skoro tak to trzeba obudzić wszystkich. Swoja droga nie wiem czy oni się w ogóle kładli, bo jak usypiałem o 23 to również latali jak potrzaskani. No ale cóż nie ma tego złego, w końcu 35 km przede mną. Wychodzę gdy jest zupełnie ciemno, na szczęście po pół godzinie zaczyna się rozjaśniać. Droga jest zupełnie inna od poprzednich dni- szeroka, płaska, prawie jak autostrada. Na drugim postoju spotykam znajomego Irlandczyka, i resztę drogi spędzamy razem, i w sumie niewiedzieć kiedy mijają kilometry. Pod koniec kilka niewielkich wzgórz. Mijamy w odległości kilkunastu metrów próg pasa startowego lotniska. Jeszcze dwa wzgórza i jesteśmy na Monte de Gozo. Sama góra jest pierwszym miejscem, skąd widać było wieże katedry (dziś nie widać bo drzewa zasłaniają) 😉 na górze znajduje się pomnik, który upamiętnia m.in. wizytę JPII w Santiago. miałem iść spać do polskiego Domu Pielgrzyma, ale decyduję się zostać w albergue miejskim gdzie jutro mam się spotkać z Joachimem żeby obejrzeć mecz. Samo albergue jest niemal na 2 tysiące miejsc, i na zdjęciach wygląda jak obóz koncentracyjny, ale w rzeczywistości jest bardzo mile i przyjazne. Zostaje tu na dwie noce. Wieczorem obejrzeliśmy mecz, który zaszczyciła w barze obecnością duża grupa fanów Urugwaju. Duże emocje. Jutro wstanie trochę później i w drogę po ostatnie kilometry (4) i stanie w kolejce po Compostelę (podobno wydaja ich 600 dziennie).
Read Next →
Łukasz
Jeżeli kiedyś nie będzie planował kolejnego wyjazdu, będzie to oznaczało najprawdopodobniej, że już nie żyje. Każda podróż to dla niego radość, nieważne, czy jest to ulubiony ostatnio Bliski Wschód, Tatry, czy wycieczka na pustynię Błędowską :)