Wyszedłem o 6:45, i przede mną już wyszło kilka osób. Najpierw pod katedrę, skąd bierze początek szlak, a stamtąd już za złotymi muszelkami wtopionymi w asfalt aż do granic miasta. Parę razy udało mi się zgubić trasę, ale naprostował mnie dziadek, który w ciągu kilku minut wspólnego marszu, niezrażony ze nie znam ani słowa po hiszpańsku opowiedział mi (jak sądzę) całą trasę aż do granic Asturii włącznie z różnymi wariantami 😉 Pogoda idealna do marszu- rześko, czasem chłodnawo. Za Oviedo ciągle pod górkę i w dół. Na trasie spotkałem tylko kilka osób, w tym jedna grupę rowerzystów. Mijałem się też z dwójką francuzów poznanych w Oviedo. W sumie dużo górek. Tak dobrze mi się szło że przypadkiem wyszedł mi najdłuższy etap – śpię w Cornellana, po 36 km. Schronisko w ładnie odremontowanym klasztorze. Czuje się wyśmienicie, ani jednego odciska po pierwszym dniu, nie ma się o co bać 😉 Z ciekawostek – na trasie pierwsza przełęcz – co prawda tylko 360 m n.p.m., ale podejście z 60 wiec trochę było dreptania. W sumie na 36 km ponad 800 metrów przewyższenia, wiec 'po koniakowsku’ milo ze Słowacy dokopali Włochom 😉 Dziś tutaj będzie albo radość albo tragedia, bo graja Hiszpanie 🙂
Read Next →
Łukasz
Jeżeli kiedyś nie będzie planował kolejnego wyjazdu, będzie to oznaczało najprawdopodobniej, że już nie żyje. Każda podróż to dla niego radość, nieważne, czy jest to ulubiony ostatnio Bliski Wschód, Tatry, czy wycieczka na pustynię Błędowską :)