Wyprawy rowerowe i nie tylko...

Dubaj & Oman

Dubaj – drapacze chmur na pustyni

Dubaj na liście planów podróżniczych pojawił się z dość prostego powodu… bo jest to najbardziej egzotyczne miejsce i jednocześnie najdalszy możliwy lot, który można zrealizować korzystając z punktów zebranych w programie lojalnościowym Wizzaira. A że tych zebrało się na tyle, że wystarczyło na dwa bilety, to nie było innego wyjścia, tylko lecieć 😉

W 2016 roku nie było jeszcze lotów z Polski, po raz kolejny więc odwiedziliśmy Budapeszt, by stamtąd odbyć sześciogodzinny lot Airbusem A320. Termin majowy powoli staje się już tradycją, chociaż wszyscy ostrzegali nas, że o tej porze roku zwiedzanie zazwyczaj kończy się na siedzeniu w klimatyzowanych pomieszczeniach, a próba spaceru kończy się dość szybko. Ale mimo to postanowiliśmy sprawdzić to osobiście…

Wbrew zapowiedziom nie odczułem w pierwszym momencie powiewu gorąca wychodząc z samolotu. Z samolotu szybko do terminala, z terminala szybko do klimatyzowanego autobusu, z autobusu do metra.. i dopiero gdy wysiedliśmy w marinie, poczuliśmy, że mimo że jest już 21:00, to w dalszym ciągu jest sporo powyżej 30 stopni. Na szczęście nasz nocleg nie był daleko. Nasz gospodarz z Airbnb mieszkał w jednym ze skromnych wysokościowców we wschodniej części mariny.

Pierwszy widok z okna. Takie sobie osiedle 😉

Nocleg z Airbnb był dość mocno samoobsługowy, gdyż klucz leżał pod wycieraczką, i jak się później okazało, naszego gospodarza nie spotkaliśmy przez cały czas naszego pobytu. Od razu wypróbowaliśmy to, co najważniejsze w tym klimacie, czyli basen położony na dachu wieżowca. Dopiero, gdy temperatura zaczęła spadać, około 23:00 zaczęliśmy szukać miejsca na zjedzenie kolacji. Właściwe zwiedzanie zostało nam na kolejny dzień.

Skromna stacja metra 😉

Nie będę ukrywał, że naszym celem nie było zrujnowanie się na płatnych atrakcjach Dubaju, nasz spacer skupiał się więc na tym, co można zobaczyć za darmo. Jedyną atrakcję jaką zarezerwowaliśmy jeszcze przed wyjazdem był oczywiście wjazd na taras widokowy w najwyższym (na 2016 rok 😉 ) budynku świata, czyli Burj Khalifa.

Nasz przyjemniaczek w dziennej…

I nocnej odsłonie.

Pierwszy rzut oka, to oczywiście marina, gdzie mieliśmy najbliżej. Co by nie powiedzieć o Dubaju, jego rozmach jest naprawdę imponujący. Idąc chodnikiem, oprócz lasu wieżowców praktycznie widzi się jak w oczach rosną kolejne, zapewne jeszcze bardziej imponujące od poprzednich. „Nasz” wieżowiec, mimo, że w polskich warunkach byłby imponujący tutaj jest tylko jednym z wielu „bloków mieszkalnych”. Z nieukrywana przyjemnością oglądamy wieżowiec, w którym czeka nas jeszcze jeden nocleg na koniec pobytu, czyli Cayan Tower.

A tu będziemy spać za tydzień 😉

Z Mariny przenosimy się do najstarszej części miasta, czyli Deiry. Mimo, iż jest piątek, metro już kursuje. Podróż do „centrum zajmuje jednak sporo czasu, bo marina jest oddalona od centralnej części prawie o 30 km! Nawet stacje metra niekiedy oddalone są od siebie o dobrych kilka kilometrów.

Gdy dojeżdżamy do Deiry jest już bardzo gorąco, i mamy ochotę jedynie na odrobinę cienia 😉 Po odwiedzeniu paru suków tradycyjną łódką Abra wracamy na drugą stronę kanału. Przy okazji musieliśmy przekonać naszego kierownika łódki, że jednak mimo wszystko należy nam się reszta za zapłacony bilet 😉

Godzina wskazana na bilecie do Burj Khalifa zbliża się, musimy wiec przyspieszyć tempo. Tylko gdzie jest wejście?! Dubai mall przyklejone do najwyższego budynku świata ma kilka pięter, setki schodów, korytarzy, poziomów. Okazuje się że wejście znajduje się na najniższym poziomie. Jeszcze tylko długa kolejka do kontroli bezpieczeństwa i jesteśmy. Wszystko obliczone jest na zrobienie wrażenia, włącznie z przejazdem windą, w której w czasie przejazdu panuje całkowita ciemność, i pojawia się film. Obowiązkowe fotki na białym tle do tandetnych pamiątek, i już możemy podziwiać panoramę.

dubaj

Z jednej strony las wieżowców…

dubaj

…z drugiej pustynia.

dubaj

Rzut oka w dół.

Niby 'at the top’, ale nie tak do końca 😉

Fragment nowej zabawy za pieniądze z ropy – wyspy które mają utworzyć kształt kontynentów

Po zjeździe na dół czeka nas jeszcze jedna atrakcja – pokaz fontann. Tańczące fontanny są na tyle popularne, że przychodząc na miejsce tuż przed pełną godziną ciężko znaleźć dobre miejsce do obserwacji. Jeśli chcesz zobaczyć więcej niż jeden pokaz, chyba najlepiej zostać na tym samym miejscu… Trzeba powiedzieć, że pokazy są naprawdę dobrze wymyślone i przygotowane. Muzyka z efektowną choreografią sprawia, że zostajemy na kilku pokazach pod rząd.

O ile Dubaj w ciągu dnia wygląda mimo ekskluzywnych wieżowców nieco sennie, o tyle po zmroku zaczyna się szał. Na ulicach widać najbardziej luksusowe samochody, tłum turystów i mieszkańców w tradycyjnych strojach. Na koniec dnia wędrujemy przez dłuższą chwilę znów po marinie, kończąc spacer w ciepłym jak zupa morzu. A jutro… czeka na nas samochód, i jedziemy na południe!

Poprzedni artykuł
Teheran – po raz drugi i ostatni (?)
Kolejny artykuł
W drodze do Omanu – Al Ain i Sawadi