Wyprawy rowerowe i nie tylko...

Kaukaz

Gruzja – dzień 14, czyli cuda gruzińskich inżynierów

Wypoczęci wysiadamy z pociągu, i udajemy się do Iriny. Jako że nie potrzebujemy noclegu, za prysznic płacimy 5 lari. Krótki spacer po mieście, zakupy pamiątek, i trzeba powoli udać się na lotnisko…

Mieliśmy nadzieję, że po udanej podróży do Gruzji, powrotna będzie również bez problemów. O sancta simplicitas! Autobusem miejskim meldujemy się na lotnisku 1,5 h przed wylotem. Pierwszy zgrzyt czeka przy odprawie bagażowej, gdzie okazuje się, że kijki trekkingowe nie mogą podróżować przytroczone na zewnątrz plecaka, mimo, iż w poprzednią stronę nie było z tym żadnych problemów. No cóż,trzeba przepakować.

Na lotnisku dziwi mnie kolejność stanowisk. Otóż kontrola paszportowa znajduje się zaraz po wejściu na piętro, i dopiero po przejściu przez duty free (swoją drogą bardzo marne) następuje kontrola bezpieczeństwa bezpośrednio przed gate. Nadchodzi godzina odlotu. Żadnych komunikatów, samolotu nie ma. Zapowiadane są jedynie loty Georgian Airways do Frankfurtu i Dubaju. Po 30 minutach od odlotu nadlatuje nasz Boeing w barwach Dniproavii. Podjeżdża do rękawa. Schodzą się pracownicy lotniska. W ciągu kilkunastu minut przychodzi ich około 15, zajmując różne miejsca i pozycje w okolicach samolotu.

Coś się święci,bo po kilkunastu minutach nasze bagaże odjeżdżają z powrotem do budynku lotniska. No to szybko nie polecimy. Na szczęście możemy obserwować całą akcję. Po kolejnych kilkunastu minutach przychodzi pan z czerwoną walizeczką. (Chciałoby się napisać, że rozległ się odgłos stukania, ale szklane ściany doskonale tłumią odgłosy z zewnątrz). Efektem pracy pana z walizeczką okazała się…. wielka kałuża. Dwóch panów z miotłami żwawo zabrało się za zmiatanie tejże. Po kolejnej chwili na płycie pojawiła się… straż pożarna złowrogo błyskając co jakiś czas światłami, co tylko wzmogło nasze zaniepokojenie. Gdy już się ściemniło, zaczęto … wpuszczać nas do samolotu. Zdusza na ramieniu zajęliśmy nasze miejsca. Kapitan odezwał się od razu, przepraszając za trzygodzinne opóźnienie, i „aby zapobiec wątpliwościom”, wyjaśnił, że przyczynami opóźnienia było wcześniejsze opóźnienie w Kijowie, oraz niewielki wyciek, który został jednak opanowany dzięki pomocy gruzińskich inżynierów. Oczami wyobraźni ujrzałem Gruzina obklejającego ów wyciek ulubioną w Gruzji żółto-zieloną taśmą izolacyjną 🙂 Do rzeczywistości przywrócił mnie entuzjazm spowodowany komunikatem głoszącym że kilka dalszych skomunikowań, np. z lotem do Nowosybirska będzie zachowanych. Lot okazał się już spokojny. Poczęstunek ten sam co w poprzednią stronę, zapakowany w firmowe pudełko Aerosvitu. Niestety w Kijowie jesteśmy po 23:00, co powoduje, że na nocleg udaje nam się dojechać rzutem na taśmę ostatnim kursem metra. Po dojechaniu do hostelu o 1:00, okazuje się, że w naszym pokoju… już ktoś śpi. Pani z recepcji jest zdziwiona naszą wizytą, jednak znika na chwilę, i nieznanym nam sposobem załatwia nam pokój.

Poprzedni artykuł
Gruzja – dzień 13, czyli gdzie ci Kaczyńscy?
Kolejny artykuł
Gruzja – dzień 15 i ostatni :)