Rok 2014 był tragiczny pod względem ilości dni podczas których można było biegać na nartach. Mówiąc szczegółowo, takich dni było dokładnie… zero. Od świąt Bożego Narodzenia, aż po Wielkanoc panowała jesienno-wiosenna pogoda, a śniegu było jak na lekarstwo nawet w górach. Gdy więc w pierwszych dniach stycznia nowego, 2015 roku pojawiły się w internecie zwiastuny przygotowania tras biegowych w czeskich Beskidach, nie zastanawiałem się zbyt długo.
Na pierwszą przejażdżkę w sezonie wybrałem znaną z ostatniego wyjazdu w 2013 roku trasę na szczyt Lysej Hory w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Czeskie trasy mają dużo plusów – przede wszystkim można sprawdzić przed wyjazdem w internecie, czy trasa jest przygotowana. W końcu biegówki w Czechach to niemal sport narodowy, przynajmniej takie można odnieść wrażenie widząc za każdym razem tłumy na nartach.
Samochód zostawiam w Malenovicach poniżej hotelu Petr Bezruc na darmowym parkingu i ruszam do góry. na dzisiaj serwis meteo.pl zapowiadał całkiem niezłą pogodę, z zachmurzeniem zanikającym popołudniu. Niestety, nic na razie nie zapowiada dobrej pogody. Pierwsze kilometry przesuwam się wolno w górę walcząc z porywami zimnego wiatru. Przez chwilę nawet poważnie zastanawiam się, czy aby na pewno chcę iść dalej.
Trochę przekomarzam się ze sobą obiecując sobie powrót po osiągnięciu wiaty przy symbolicznej mogile skautów Ivančena. Na szczęście gdy tam docieram pogoda się nieco poprawia, decyduję się więc ruszyć dalej. Szlak narciarski jest dość długi, i wiedzie stokówką niemal dookoła całej góry, zanim zdecyduje się na „atak szczytowy”.
Niestety, moje tempo jest bardzo niskie, dlatego znów nie udaje mi się dotrzeć na sam szczyt Łysej Góry. Decyduję się na odwrót po podbiegnięciu do skrzyżowania szlaków przy szczycie Zimny na wysokości około 1080 m n.p.m. Tak czy inaczej, jest to niemal dwa razy dalej niż podczas mojej pierwszej wizyty w tej okolicy. 😉 Na zjeździe towarzyszy mi już cały czas słońce.
Mimo to muszę solidnie rozgrzewać dłonie, gdyż na fragmentach zjazdu zimno jest dokuczliwe. Ostatnie kilometry skracam, wracając z nartami pod pachą szlakiem pieszym. Na parkingu jestem około 15:30. Mam tylko nadzieję, że aura w tym roku będzie bardziej łaskawa, i będę miał jeszcze okazję wrócić tutaj z nartami.