Wyprawy rowerowe i nie tylko...

Góry, Prokletije

Prokletije – dzień 2, czyli zła Kolata, niedobra…

24 czerwca 2015 r. Vrh Bora – Vusanje

Rano pogoda już nie jest tak sprzyjająca. Niebo zasnute jest cieniutką warstwą chmur, a słońce dalej schowane jest za szczytami. Nic nas nie skłania do tego, aby zostać tu dłużej, dlatego zbieramy się, i idziemy wprost ku bliskiej już przełęczy, gdzie mamy nadzieję wrócić do szlaku.

prokletije1013

prokletije1012

Na przełęczy… wita nas widok na wysokie partie centralnej części gór. Tuż przed nami ogromne ściany Złej i Dobrej Kolaty, a dalej ku południu morze szczytów. Długą chwilę zajmuje nam podziwianie panoramy… i zbliżających się od zachodu chmur. Odnajdujemy ścieżkę, i ruszamy w dół. Chcemy znaleźć miejsce, gdzie od naszego szlaku odbija ścieżka w kierunku Złej Kolaty. Mamy nieśmiały plan, aby wejść na jej szczyt, ale pogoda nie nastraja nas optymistycznie. Gdy w końcu po kolejnym kluczeniu znajdujemy rozejście szlaków, zostawiamy w ustronnym miejscu plecaki, i kierujemy się ścieżką w stronę szczytu… nagle każdy z nas czuje nieśmiałe… kap… kap… kap… Szybki rzut oka na zachód, i już wiemy, że chyba musimy się pożegnać z naszym planem.

Chyba jednak Zła Kolata nie będzie dla nas dobra...

Chyba jednak Zła Kolata nie będzie dla nas dobra…

Oczywiście, jak można było przewidzieć, gdy już zeszliśmy do plecaków, założyliśmy kurtki, przepakowaliśmy się ponownie i zeszliśmy 100 metrów niżej do doliny okazało się, że już po deszczu nie ma ani śladu, i pogoda zrobiła z nas (nie po raz ostatni zresztą) idiotów. Ale żadnemu z nas nie chce się już drapać z powrotem do góry, kontynuujemy zatem marsz w dół. Po chwili dochodzimy do jedynego gospodarstwa w tej części doliny.

prokletije1014

Gospodarze zajmują się wypasem owiec, i chyba są nami zainteresowani tak samo jak i my nimi. Spędzamy tu dłuższą chwilę, i gdy mieszkańcy wyprawiają się w dół, ruszamy i my. Droga sprowadza nas wprost do doliny, w której położona jest wieś Vusanje. Po drodze podziwiamy czarnogórskie zwyczaje, które pozwalają zmarłych chować… w przydomowych ogródkach.

prokletije1011

Pogański kraj, pogańskie obyczaje...

Pogański kraj, pogańskie obyczaje…

Pojawiają się również widoki na dalszą część trasy, na majestatyczną dolinę Ropojana. Dochodzi południe, dlatego zastanawiamy się co robić dalej, gdyż na nocleg jest zbyt wcześnie. Postanawiamy jednak znaleźć we wsi sklep, i zastanowić się co dalej.

Dochodzimy do „centrum” Vusanje. Znajdujemy… coś, co w polskich warunkach można by nazwać… kioskiem… Ale po szybkim rekonesansie okazuje się, że na więcej nie mamy co liczyć. Na dodatek kiosk ma przewidzianą sjestę, i dopiero po dłuższej chwili, chyba specjalnie dla nas przybiega sprzedawczyni.

Czekając na Godo... otwarcie "sklepu"

Czekając na Godo… otwarcie „sklepu”

Z racji na to, że mapa wskazuje nam co najmniej kilka kilometrów polną drogą wiodącą w głąb doliny, Andrzej wpada na pomysł, że musimy znaleźć kierowcę, który nas zawiezie do końca drogi bitej. Ale łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić! We wsi po pierwsze nie ma żywego ducha, a jak nawet znalazł się w postaci siedemdziesięcioletniej babci, to nie mówi po angielsku. Dopiero po dłuższej chwili pojawia się młoda dziewczyna, która obiecuje coś załatwić. Załatwia. Po kolejnej chwili pojawia się młody człowiek… z plecakiem przygotowanym na górską wycieczkę! Jako że on tak samo rozmawiał po angielsku jak my po serbsku, dłuższą chwilę zajęło nam uzgodnienie stanowisk, że my nie chcemy pieszo w góry, tylko w górę doliny samochodem albo traktorem. Okazało się że Jetmir ma oczywiście taki traktor, ale musi go przywieźć z sąsiedniej doliny, i może nas zawieźć dopiero jutro. Oczywiście w międzyczasie nas zaprasza na swoją kwaterę za jedyne 15 euro od osoby. Po kolejnej chwili negocjujemy jednak, że wolimy nasze namioty, za które zapłacimy jedyne 1 euro od osoby.

Nasza jutrzejsza podwoda

Nasza jutrzejsza podwoda

Specjalnie dla nas gospodarz (z naszą pomocą) kosi łąkę, na której mamy się rozstawić. Reszta dnia upływa nam leniwie. Spacerujemy po wiosce, w której zasadniczo nie ma nic poza meczetem (tutaj również ludność w większości to muzułmanie pochodzenia albańskiego), niewielki cmentarz. Odkrywamy również spektakularny wodospad na rzece Grlja. Rwący górski potok nagle znika w czeluściach głębokiego kanionu, wpadając jakby do środka ziemi. Wieczorem pojawia się Jetmir na traktorze, którym jutro pojedziemy w stronę Albanii.

Poprzedni artykuł
Prokletije – dzień 1, czyli gdzie jest szlak?
Kolejny artykuł
Prokletije – dzień 3, czyli traktorem do Albanii