Wyprawy rowerowe i nie tylko...

Jura

Szlak Jury Wieluńskiej część 1.

Pociąg z Katowic do Wielunia – o 6:40. 3 godziny w osobówce, gdzie ratuję resztki snu. 9:25 – wysiadka na stacji Wieluń. Stacja to zbyt dużo powiedziane – wiata przystankowa, zarośnięty peron i tyle. Z przeczytanego w internecie bloga wiem, że oznakowania szlaku w mieście nie muszę szukać, bo go tam nie ma ;). Na szczęście w Wikipedii podane były kolejne ulice, którymi szlak prowadzi, dlatego kieruję się w stronę centrum. Po drodze udaje mi się znaleźć na niektórych slupach ledwo widoczne biało-czerwone szlaczki. Żadnej tablicy, drogowskazu – nic.

Rzut okiem na resztki murów obronnych i rynek, potem zakupy na drugie śniadanie w Lidlu. Ruszam. Pierwsze metry trasy prowadzą przez dzielnicę zwaną Berlinkiem, czyli osiedla zbudowanego przez Niemców w czasie II wojny światowej. Zaraz potem znaki znikają. Jadę więc wzdłuż torów polną drogą (jak się potem dowiem szlak skręcał do głównej drogi w stronę Krzepic).

 

Ścieżka wzdłuż torów jest coraz bardziej zarośnięta, i dopiero w okolicach Rud wyjeżdżam na asfalt. Nie na długo. Pojawia się samotny znak szlaku, ruszam zatem dalej z drugiej strony torów. Do wysypiska śmieci ścieżka wygląda jako tako, potem nie wygląda w ogóle. W zaroślach migają mi rude plamy futra uciekających saren. Po analizie mapy i GPS stwierdzam że muszę odbić w lewo. Ruszam więc w pierwsza przecinkę, i .. jest, po 300 metrach udaje mi się znaleźć szeroką drogę leśną, przy której na drzewach znajdują się już odmalowane znaki szlaku czerwonego. Początkowo lasem, potem wśród pól jadę w kierunku Pątnowa Wieluńskiego. Następnie przejeżdżam przez Łaszew, gdzie znajduje się zabytkowy drewniany kościół w stylu wieluńskim z XVI w. W okolicach Wielunia znajduje się kilka takich kościołów, któ stanowią jeden z najcenniejszych w Polsce zespołów architektury drewnianej. Następnie cały czas asfaltem przejeżdżam przez wsie Bieniec Duży i Bieniec Mały. Po przejechaniu wsi droga zniża się do doliny Warty. Lasem dojeżdżam do Kępowizny. Tam na drugim brzegu znajduje się ośrodek harcerski „Nadwarciański Gród”, do którego z tej miejscowości można dostać się… promem.

Zaraz potem droga skręca z asfaltu w piaszczystą drogę wzdłuż Warty. Przez drzewa kilkukrotnie pojawiają się widoki na rozlewającą się szeroko rzekę. Miejscami prowadząc rower, przez zapiaszczone sosnowe wzgórza docieram do asfaltu. Po kilometrze w prawo odbija droga do wsi o smakowicie brzmiącej nazwie – Kluski. Z racji że na rozdrożu znajduje się przystanek, jest to doskonałe miejsce na drugie śniadanie. Posilony udaję się w dalsza drogę. Kolejną wsią jest Załęcze Wielkie. Zgodnie z nazwą we wsi jest wielkie… nic 😉 wieś jakich wiele. Tuż przed końcem wsi szlak skręca ponownie w las. Brodząc w piachu jadę przez kolejne wzgórza i niewielkie wioski, składające się niekiedy z dosłownie kilku domów. Po pewnym czasie dojeżdżam w okolice rezerwatów przyrody „Szachownica” i „Góra Zelce”, jednak szlak czerwony omija je bokiem. Zjeżdżam znów nad brzeg Warty, i następne kilka kilometrów jadę niemal brzegiem rzeki. Pod sam koniec czeka mnie niewielki acz uciążliwy podjazd szutrową drogą. Pojawiają się domy, i przez przedmieścia dojeżdżam do Działoszyna. Niestety pogoda się psuje. Za Działoszynem znowu kilka kilometrów lasem asfaltową drogą w stronę cementowni. Krajobraz nieco przygnębiający, zwłaszcza, że droga biegnie na wprost ponurych zabudowań. Na szczęście tuż przed bramą cementowni skręcam w stronę wsi Grądy. Podczas odpoczynku na przystanku zaczyna regularnie padać. W deszczu ruszam dalej, szlak wiedzie teraz po drugiej stronie Warty, cały czas szutrowymi drogami przez wsie Patrzyków i Niwiska. Tuż przed Wąsoszem dojeżdżam do drogi gminnej, i mostem przedostaję się ponownie na południowy brzeg Warty. W Wąsoszu można zobaczyć miejscowa kalwarię, czyli zespół zabytkowych kaplic. Niektóre z nich oglądać można przy drodze. Deszcz dalej siąpi, ja udaje się dalej w kierunku wsi Kule. Po drodze w lesie mijam kilka zaniedbanych ośrodków wypoczynkowych. We wsi przez most na Liswarcie, która niedaleko stąd uchodzi do warty kieruję się w stronę wsi Trzebca. Tam przy drodze mijam chałupę krytą strzechą, i bijącą po oczach żółtym kolorem nową kapliczkę ku czci św. (sic!) Jana Pawła II. Przez kolejną wieś – Płaczki docieram do miejscowości Ważne Młyny, gdzie z racji pogarszającej się pogody kończę ten etap wycieczki. W planach miałem dotarcie aż do Mstowa, ale decyduję zostawić sobie ten fragment trasy na następny raz.

Poprzedni artykuł
Beskid Niski 2010 – Dzień 4.
Kolejny artykuł
Złoty Potok – Mirów – Bobolice