Wyprawy rowerowe i nie tylko...

Alpy 2004

Alpy 2004 – dzień 21

Innertkirchen – Andermatt
Dystans – 70,31 km

Po nocy spędzonej w wygodnym łóżku ruszamy na podbój Alp. Zaplanowaliśmy sobie wstępnie na których kilometrach robimy postoje, aby się spotkać, i w drogę. Pierwsze 7 km jest dość proste, w miarę łagodne podjazdy z ostrzejszymi fragmentami i kilka tuneli. W tunelu mijało nas „stado” wojskowych transporterów opancerzonych – wrażenie jest koszmarne – ciemność, potworny huk, i wrażenie, jakby coś zaraz miało cię zgnieść. Po postoju jest podobnie, kilka ostrzejszych serpentyn. Widoki są raczej średnie (chmury) choć i tak… W miarę sprawnie osiągamy wysokość 1400 m. Zaczyna się ostry podjazd pod tunel, a sam tunel omijamy objazdem specjalnie dla rowerzystów. Po chwili wspinamy się pod jezioro, które wita nas strasznym wiatrem i deszczem (zakładamy kurtki). Po drodze mijamy kolarzy, ale raczej na szosówkach i bez sakw. Otwiera się widok na przełęcz. Na szczęście jest 2 km odcinek prostej przed właściwym podjazdem. Wspinamy się pod Grimselsee (1905 m n.p.m). Jesteśmy pod wrażeniem poprowadzonych serpentyn. Zakosy zaprowadzają nas aż na przełęcz. Pamiątkowe zdjęcie i zakładamy wszystko co mamy na siebie (nogawki, czapki i rękawiczki, kurtki, bezrękawniki) i w dół – początkowo w gęstej mgle. Dopiero po kilku minutach otwiera się widok na dolinę Rodanu i zjazd, a następnie podjazd pod Furkę. Na zjeździe nie szalejemy bo jezdnia jest śliska. W Gletsch, które okazuje się być 2-ma hotelami, barem i stacją kolejową, nie ma nawet gdzie zjeść – ławeczki płatne 2 CHF/os. Na szczęście nie ma też komu zapłacić, więc robimy sobie herbatę i w górę pod Furkę. Początkowo podjazd jest płaski, ale w górze widać serpentyny oznaczone na mapie jako 14%. Po minięciu torów zaczynamy się wspinać,i zmęczenie daje się coraz bardziej we znaki. Przy hotelu Belvedere (2300 m n.p.m.) widok na lodowiec Rodanu. Jeszcze trochę podjazdu – potem już prawie płasko. Droga wiedzie cały czas po zewnętrznej stronie – 50 cm od nas jest hm… przepaść. Tomek czeka i po płaskim terenie dojeżdżamy do miejsca o którym mówiliśmy przez 8 miesięcy. FURKA. Ciężko mi opisać uczucia jaki nam towarzyszyły. Triumf połączony z radością i zmęczeniem – w każdym razie niezapomniana chwila. Na górze jakiś Hiszpan robi nam zdjęcie, po czym stojąc przy tablicy jesteśmy kilkukrotnie fotografowani. W przeciwieństwie do Grimsel, na Furce nie ma barów, hoteli etc… Teraz zjeżdżamy, na szczęście szosa jest sucha, ale za to jest bardzo wąsko. Zjeżdżamy do Realp, a następnie do Andermatt, nocleg znajdujemy na gospodarstwie – dostajemy miejsce pod wiatą na rozbicie namiotu i „Chwała Panu” bo w nocy rozpętuje się straszna burza ale nasz namiot jest suchutki.

Poprzedni artykuł
Alpy 2004 – dzień 20
Kolejny artykuł
Alpy 2004 – dzień 22