Wczoraj spałem w Bodenaya, i chyba wieś to była taka, ze zabrakło tam internetu, nawet w telefonie 😉 Zaczynając od wczoraj rano – start o 7:45 najpierw mały spacer pod górę, potem w dół i płasko do Salas. Salas to ładne miasteczko, z bardzo starym kościołem i zamkiem. Za Salas się zaczęło podejście doliną, na szczęście łagodne aż do Bodenaya na 600 m. Schronisko – absolutna rewelacja. Kolacja i śniadanie, na dodatek pranie i suszenie ciuchów – i to wszystko 'co łaska’. Az się nie chciało wychodzić dzisiaj rano. Posiłki były międzynarodowe – 3 Hiszpanów, 2 Francuzów, jeden Polak, Holender i Koreańczyk, jedzący wspólnie włoskie spaghetti. Wieczorem również msza w pobliskim kościółku. Dzisiaj rano mgłą. Najpierw 12 km do Tineo. Droga polami i lasem, niestety miejscami straszne (!!!) błoto. W Tineo kawa, a następnie znów wspinaczka (na szczęście łagodna ;)na wzgórze 900 m n.p.m. Widoki cudne, prawie jak w Beskidach :)po drodze pierwsza na trasie tabliczka 'coto privado da caza’ 🙂 od polowy drogi szedłem dziś z poznanym w schronisku Hiszpanem Jorge. Na 3 km przed schroniskiem długi odpoczynek w barze 'Casa Herminia’ i jak przystało na niedzielę obiad, który okazał się niemal ucztą. Ostatnie 3 km, i po 30 km schronisko, tym razem samoobsługowe w Borres. Skład ten sam co ostatnio z wyjątkiem Sebastiana- Holendra którego chyba wykończyły pęcherze. Samopoczucie dalej wspaniałe, stopy w super stanie, pogoda idealna, nie za ciepło, nie za zimno, wiec się nie martwcie 😉 Od jutra parę bardziej górskich etapów, ale nie bardzo wysokich. Widoczki spod schroniska dziś jak w Koniakowie 🙂 Liczę na jakiś odzew, bo w skrzynce odbiorczej ostatni sms z piątku 🙂
Read Next →
Łukasz
Jeżeli kiedyś nie będzie planował kolejnego wyjazdu, będzie to oznaczało najprawdopodobniej, że już nie żyje. Każda podróż to dla niego radość, nieważne, czy jest to ulubiony ostatnio Bliski Wschód, Tatry, czy wycieczka na pustynię Błędowską :)