Jeszcze odnośnie wczoraj- najpierw zwiedziliśmy miejscowe muzeum etnograficzne, do którego wejscie z okazji wtorku było za free, a potem wylądowaliśmy w barze na „menu del dia” czyli zupie szparagowej i mięsie z frytkami, żeby przede wszystkim obejrzeć mecz. Tym razem bar prawie pusty, ale jedzenie przyzwoite. Samo schronisko wczoraj ciasne, żeby się spakować trzeba było wyjść na dwór. Dzisiaj wystartowaliśmy o 6:30 w kompletnej mgle. Droga na przełęcz minęła szybko, bo całą drogę szedłem z poznanym dwa dni temu Niemcem. Spektrum tematów szerokie 😉 na szczycie spotkaliśmy Jordiego, który siedział oczywiście przy szklaneczce (lokalnego, a jakże) wina. Z przełęczy wyruszyliśmy w trojkę, by przed 14 zameldować się w A Fonsagradzie. Warto wspomnieć, ze na przełęczy przekroczyliśmy granice Asturii i Galicji. Zmiany również w krajobrazie. W trójkę droga zeszła bardzo szybko. Schronisko z tych lepszych, z czteroosobowymi pokojami, dużo miejsca, etc. Jutro ostatni górzysty dzień, i dobrze, bo słońce zaczyna przypiekać. Trochę się już opaliłem, ale staram się uważać. Kondycja z dnia na dzień coraz lepsza, i w dalszym ciągu 0 pęcherzy. Dziś tylko w porannej rosie zawiódł środek wodoodporny, który miał wspomóc moje buty, i przez pewien czas było mokrawo w środku. W zasadzie stworzyliśmy małą kompanię- codziennie najpierw wychodzi dwóch Francuzów w wieku ok 60 lat, po czym ojciec z 14 letnim synem, potem w różnej kolejności Jordi, Joachim no i ja. Po drodze mniej więcej spotykamy się wszyscy i w różnych wariantach dochodzimy do albergue. 6 dni marszu za mną, i drugie tyle przede mną. P.S. Jeśli nie wysyłam sms, to znaczy ze relacja a internecie jest zamieszczona na pewno 🙂 a na kolacje idziemy do pulperii czyli… Ośmiorniczarni 😉
Read Next →
Łukasz
Jeżeli kiedyś nie będzie planował kolejnego wyjazdu, będzie to oznaczało najprawdopodobniej, że już nie żyje. Każda podróż to dla niego radość, nieważne, czy jest to ulubiony ostatnio Bliski Wschód, Tatry, czy wycieczka na pustynię Błędowską :)