Ostatnią letnią wycieczką tatrzańską w 2015 roku była wyprawa z Bartkiem na Rohacze. Teren wyższych partii Tatr Zachodnich ze słynnymi Rohaczami był dotąd omijany przeze mnie, być może ze względu na legendarną wręcz trudność tego szlaku. Z racji, że swoje wakacje w Tatrach spędzał również Bartek, podjęliśmy decyzję, że właśnie we wrześniu weźmiemy byka za rogi.
Pogoda zapowiadała się obiecująco. Gdy zatrzymaliśmy się rano na parkingu poniżej chaty Zverowka przywitała nas za to niska temperatura. Szybkim tempem doszliśmy do Tatliakovej chaty. Krótki postój, bo jednak temperatura nie zachęcała do posiedzenia i ruszamy dalej w stronę Rakonia. Po drodze w zacienionych miejscach widać było już poranny szron. Niewielkimi zakosami podchodzimy pod Sedlo Zabrat.
Tam już na szczęście czeka na nas słońce, więc wykorzystujemy chwilę na odpoczynek i ogrzanie się. Odczuwam jednak braki snu, bo po dojściu na Rakoń muszę skorzystać z dziesięciominutowej drzemki. Budzę się nowonarodzony, i w lepszym już tempie ruszamy w stronę Wołowca. W dalszym ciągu jest słonecznie, jednak wzmaga się wiatr, i po dojściu na szczyt wieje tak solidnie, że najpierw chowamy się poniżej żeby się osłonić, a potem nawet chwilę zastanawiamy się co robić dalej. Przekonuje nas jednak brak chmur na niebie, i zmierzająca w tamtą stronę wycieczka Goprowców 😉
Schodzimy zatem na przełęcz Jamnicką, i zaczynamy podejście. Początkowo jest zupełnie prosto, jednak po chwili pojawiają się pierwsze trudności, które wymagają przemyślenia, którędy wejść do góry. Słowacy nie są fanatykami łańcuchów, i w wielu miejscach trzeba sobie radzić jedynie z pomocą rąk.
Wreszcie dochodzimy do słynnego ze zdjęć Rohackiego Konia. Trzeba opanować nerwy, i przejść wiodący po samej grani kilkunastometrowy odcinek. Skupiając się na samym przejściu, dopiero w domu na zdjęciach tak naprawdę widzę cała przestrzeń, która zostawała za moimi plecami.
Docieramy na szczyt. Po chwili odpoczynku zaczynamy zejście. Tutaj również pojawia się kilka przejść, które wymagają większego wysiłku, jednak po chwili już schodzimy wygodną ścieżką. Wąską granią schodzimy najpierw do przełęczy, by po chwili podchodzić pod Rohacza Płaczliwego. Tu już trudności są niewielkie, i po kolejnej pół godzinie znów odpoczywamy na szczycie.
Teraz czeka nas tylko zejście. Rozważaliśmy kolejny odcinek szlaku, jednak wrześniowy dzień jest krótki, a nasze siły też nie są na najwyższym poziomie. Z Smutnej Przełęczy schodzimy w dół doliny. Żeby jednak nie było zbyt łatwo wybieramy drogę przez Stawy Rohackie.
Do parkingu dochodzimy tuż przed zmrokiem. Jeszcze tylko kolacja w Chacie Zverovka, i w ten sposób kolejna wycieczka dobiega końca.